Każdemu z nas zależy na dobrej aparycji i nie wynika to z próżności, lecz z troski o własne zdrowie i wygląd. Badania pokazują, że ładne dzieci są bardziej popularne i lubiane w szkole, oraz uzyskują lepsze oceny. Atrakcyjni ludzie mają większe szanse na znalezienie pracy, wyższe zarobki a nawet na niższy wyrok na sali sądowej. Nie jest to żadnym zaskoczeniem, że bycie atrakcyjnym ma dla nas tak ogromne znaczenie i nie jest to wymysł współczesnej kultury.
Na przestrzeni wieków kształtowały się różne kanony piękna. Każda epoka miała własne standardy.
W starożytnym Rzymie dominowała figura klepsydry, która sugerowała zdolność do wydania licznego potomstwa. W średniowieczu podziw wzbudzały kobiety bardzo smukłe, ze względu na stosowaną wówczas ascezę. Barok przyniósł ze sobą obfite kształty, idealne do odczuwania cielesnych rozkoszy. W XIX wieku dominowała postać kobiety – matki i patriotki, z kolei XX wiek promował kobiety seksowne, z dużymi piersiami, szerokimi biodrami i wcięciem w talii tak jak w przypadku Marilyn Monroe. Obok takiego ideału jak MM stało również jej przeciwieństwo – Twiggy, czyli kobieta o drobnej, chłopięcej sylwetce, pozbawiona kobiecych atrybutów. W dzisiejszych czasach przyzwyczajeni jesteśmy do wizerunku kobiety przypominającej lalkę Barbie, z dużym biustem, szerokimi biodrami i idealnie symetryczną twarzą i ciałem. Czy w XXI wieku na całym świecie obowiązuje jeden kanon urody? Otóż wszystko zależy od tego w jaki sposób pojmowane jest piękno w danym społeczeństwie.
Dla ludu Kayan za atrakcyjną uchodzi niebywale długa szyja, dlatego też tamtejsze kobiety od dzieciństwa noszą miedziane obręcze wydłużające tą część ciała, aby dostosować się do obowiązującego tam kanonu piękna.
Afrykańskie plemiona takie jak Mursi rozcinają dolną wargę kobietom wkraczającym w dorosłość i umieszczają w niej gliniany krążek, który z czasem wymieniany jest na coraz większy. Dzięki temu jest ona uznawana za bardziej atrakcyjną.
Jednak w krajach wysoko rozwiniętych gospodarczo wszystko wygląda trochę inaczej.
W chwili obecnej postęp technologiczny i ogólny dostęp do mass mediów powoduje, że dobry wygląd przeradza się w obsesję. Jak to się dzieje? Dzięki mediom jesteśmy przyzwyczajeni do wizerunku kobiety wysokiej i bardzo szczupłej, której rysy twarzy odzwierciedlają liczbę Fi i złoty podział. Jest to tzw. Boska proporcja, dzięki której twarz zachowuje idealną symetrię (odległość między oczami i ustami, oraz odległość między samymi oczami jest wprost proporcjonalna do rozmiaru całej twarzy).
Na ulicznych bilbordach, w gazetach, TV – z każdej strony zasypywani jesteśmy wizerunkami „pięknych ludzi”. Budzi to w nas jedną myśl: „Dlaczego ja tak nie wyglądam?”
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że gwiazdy swój perfekcyjny wygląd zawdzięczają sztabowi profesjonalnych wizażystów. Warto porównać zdjęcia tych samych celebrytek przyłapanych przez paparazzi na codziennych czynnościach, w zwykłych ubraniach i bez tony makijażu. Ukazują nam się zwykłe, przeciętne kobiety z wypryskami na twarzy, potarganymi włosami, cellulitem i workami pod oczami. Oglądając tego typu sytuacje, wiele kobiet pozbyłoby się kompleksów i przestałoby porównywać się do znanych osobistości, które w rzeczywistości nie są takie idealne. Dla tych którzy nie wierzą że to prawda, polecamy obejrzeć poniższe wideo.
Media kreują złudne kanony piękna w celach czysto zarobkowych i nie liczą się z konsekwencjami swojego postępowania. Z tego powodu coraz więcej osób jest niezadowolonych ze swojego wyglądu. Donald Kress w książce „Trust Me, I’m a Plastic Surgeon The Survival Guide” dowodzi, że w samych Stanach Zjednoczonych aż 80% kobiet czuje się niekomfortowo we własnym ciele. Zaczynają one dążyć do uzyskania idealnej sylwetki, a to staje się coraz trudniejsze do osiągnięcia. Z badań tych wynika również, że jedynie 2% Amerykanek może pochwalić się ciałem podobnym do ciała modelki (ok 175cm wzrostu, 52 kg). Poprzez pragnienie uzyskania perfekcyjnej sylwetki coraz więcej osób pada ofiarami zaburzeń odżywiania (cierpi na nie już 8mln ludzi w USA), depresji oraz kompleksów. Czy warto jednak ślepo podążać za współczesnymi wyznacznikami?
Kobiety bardzo często porównują swój wygląd do wyglądu innych kobiet z ich otoczenia. Staramy się być na topie, nosić modne ubrania i perfekcyjny makijaż. Wszystko po to, aby sąsiadki, koleżanki ze szkoły, pracy nie miały satysfakcji z tego, że akurat dzisiaj wyglądamy gorzej od nich. Tak naprawdę bardzo często nie chodzi wcale o to aby podobać się mężczyznom, ale o to by rywalizować z innymi kobietami.
Coraz częściej powstają organizacje takie jak Body Project, które uczą młode dziewczęta samoakceptacji i pewności siebie. Na podstawie ich obserwacji wykazano, że przeciętna amerykańska kobieta ma ok 160 cm wzrostu i waży średnio 64 kg. Mimo tego że nie osiągają wymiarów idealnej modelki, to i tak są piękne.
Istnieją marki, które walczą z propagowaniem kompleksów u kobiet. Jedną z nich jest prestiżowy magazyn Vogue, który zabronił publikowania wizerunku wychudzonych kobiet oraz dziewcząt które nie ukończyły 16 roku życia, natomiast marka DOVE prowadzi akcję zatytułowaną „Real Beauty Campaign” mającą na celu promowanie prawdziwego, naturalnego piękna ludzkiego ciała niezależnie od wieku i figury.
Czym więc jest piękno ludzkiego ciała?
Tym co MY uważamy za piękne. Nikt nie jest idealny, a 5 dodatkowych kilogramów bardzo często dodaje nam nieopisanego uroku, który utracimy w momencie dążenia do posiadania wykreowanej przez media sylwetki. Pamiętajmy również o naszym pięknie wewnętrznym. Nasz sposób komunikacji z otoczeniem, uśmiech i pogoda ducha mówią o nas o wiele więcej niż sam wygląd. Co ważne, są to niezmiernie istotne rzeczy w relacjach damsko – męskich. Uroda przemija, ale tylko ta którą widzimy na pierwszy rzut oka. To co mamy w środku nigdy się nie zmieni. Dochodzimy do wniosku, że piękno, uroda i atrakcyjność to pojęcia względne. Nikt nie powinien narzucać nam niemożliwych do osiągnięcia standardów.
We własnej skórze musimy czuć się dobrze i komfortowo, jednak przede wszystkim musimy zrozumieć, że nasze ciało jest naszym PRZYJACIELEM i zamiast z nim walczyć, starajmy się je zaakceptować.